Arek i Josse #3
Muzeum Kanału Panamskiego, środa, godzina 19:00 czasu lokalnego. Dyżurka ochrony. Tajemniczy kurier…
Pueblo spojrzał na monitory, 24 sztuki pokazujące całe muzeum, wszystkie zbiory. Na swoim biurku miał powieść o podróżniku w Afryce. Nocna zmiana zapowiadała się wspaniale. Herbata się już zaparzała, w telewizorze rozpoczynały się lokalne wiadomości. Zero wypadków, nic o wyborach, sielanka. Pukanie i dzwonienie do wielkich drzwi Muzeum zakłóciło ciszę w jego królestwie. „Co u licha?!?!” – pomyślał. Jedno zerknięcie na kamerę i już widzi auto kuriera i gościa w żółtej czapeczce pod samymi drzwiami. Rusza w jedyną podróż tego wieczora, nie planował jej, ale „intruz” pewnie sam nie odejdzie od drzwi. Otwiera je i słyszy „Złapałem gumę, wszystkie przesyłki mam opóźnione, cały dzień obsuwy. Proszę, coś dla Was. Tutaj pokwitować”. Strażnik niechętnie, ale odebrał przesyłkę, pokwitował parafką. Drzwi zamknął, zamek zakodował, zerknął przez judasza i widzi jak typ gada z kimś przez telefon „pewnie tłumaczy się kolejnemu, że dopiero do niego jedzie…” pomyślał Pueblo. W drodze do swojego centrum zarządzania ciszą, usłyszał jeszcze jeden dźwięk. Ciche uderzenie plastiku o wypolerowaną podłogę „co u licha!?!?!” – krzyknął. Na ziemi leżał pendrive, niebieski bez opisu, koperta była otwarta, widać było żółtą kartkę w środku. na kartce napis: „Panie Ernesto, przepraszam, że na dzień przed otwarciem wystawy, jednak musimy zmienić prezentację multimedialną. W poprzedniej wersji, tej którą Pan już ma, jest błąd merytoryczny. Prasa nie zostawi na nas suchej nitki jak się dowie, że uczymy ludzi podając błędne daty. Proszę podmienić prezentację na tą z pendrive. Będę na miejscu dopiero godzinę po konferencji prasowej, więc mam nadzieję, że sam Pan zdąży to zrobić. Pozdrawiam, Juan”.
Pueblo w jednym momencie poznał najbliższą przyszłość. Jeśli wystawa będzie medialną klapą, to burmistrz zamknie Muzeum, widział plakaty na korytarzu już 8 tygodni temu, szykowała się wielka wystawa, od której zależała przyszłość jego miejsca pracy. Z błędami w prezentacji, czy innym małym potknięciem Muzeum zacznie dramatyczną podróż w kierunku zamknięcia, bo i tak już wszyscy z miasta patrzą na nich jak na finansową studnię bez dna. Pueblo miał plan. Zadzwonię do Ernesto, powiem, że był kurier i dowiem się czy mogę jakoś pomóc. Ta żółta karta była biletem do kolejnych nocek z herbatą, nic nie robieniem i czytaniem książek. Musiał zadziałać.
Ernesto nie odbierał telefonu, miał to w swoim zwyczaju, że przed ważnym dniem musi odpocząć, skupić się i jeszcze raz wszystko przemyśleć. 100 dziennikarzy, widmo końca subwencji, ważne osobistości, historia Kanału, promocja Panamy to wszystko przeplatało się w jego głowie. Telefon nadal dzwonił, numer znajomy, portiernia Muzeum. Zrobił wyjątek i odebrał telefon. Strażnik, spanikowany, przerażony, zdumiony relacjonuje wizytę kuriera, jakaś kartka, wystawa jutrzejsza, błąd w prezentacji! „Do diaska! CI graficy, co za matoły! Błąd w dacie, pewnie wpisali swoje urodziny a nie datę z historii Kanału!”. Podziękował Pueblo za te dobre wieści, przestawił budzik na godzinę wcześniej i wrócił do swoich zajęć. „Rano to naprawię. a z tymi baranami policzę się później, pociotki dyrektora!”. Noc była chłodna, wilgotna, wiatr z południa. Spiker z radia w wieczornych wiadomościach nie wspomniał nic, co by miało zakłócić jego myślenie.
Pueblo odszukał skrytkę 143, wrzucił pendrive i żółtą kartkę. „Ernesto ma być wcześniej, ale to już nie na mojej zmianie”. Otworzył książkę, przeniósł się do Afryki, czytał o lwach i bohaterach, którzy dbają o przyrodę. Sam dziś został bohaterem, więc jakoś lepiej mu sięczytało. Na monitorach cisza i spokój. byle do 6:00…
6:32, z Ubera wysiada Ernesto i biegnie do budynku Muzeum. Jeszcze nigdy nie był tak wcześnie w pracy. Droga do miejsca wystawy zajęła mu ponad 4 minuty, tyle czasu wszystkie VIPy będą szły by zobaczyć jego dzieło, najnowszą multimedialną wystawę, z wizualizacją jak będzie wyglądać Kanał, Miasto za 30 i 50 lat. Piękna inicjatywa, piękne plany. Wszystko to sponsoruje rząd, a Muzeum ma być najważniejszym medialnym partnerem projektu wartego bilion dolarów.
Dopadł komputer, z którego ma być kulminacyjna prezentacja, slajdy 12 do 15 mają daty. 1910, 1913, 1956, lipiec, 1984 wszystko się zgadza, żadnych błędów! „Co niby oni zepsuli, gdzie błąd? Jest!” obrazek z datą, jedynka zamiast 3. „Niby dwa dni, nikt się nie zorientuje”. Ernesto poprawił tą datę z ręki, „żadna sztuka, żaden pociotek nie musi mi przysyłać nowej wersji, sam to mogę zrobić”, Ernesto w takich chwilach musiał na chwilę usiąść, zamknąć oczy i uspokoić się. Miał idealne warunki ku temu. Zostało do prezentacji, do pierwszego gościa jeszcze 45 minut. Wszystko sprawdzone wczoraj, żadnych błędów. Słychać w korytarzu kręcących się ludzi. To byli jego pracownicy. Mógł zamknąć oczy i odpocząć. Wyszedł nabrać świeżego powietrza, Odruchowo zajrzał do skrzynki poczty wewnętrznej, znalazł pendrive i kartkę. Żółtą, dokładnie taką jak opisał ją Pueblo. Wrócił do biura i zostawił to na stole, wiedział, że nie będzie już potrzebne. Zostało 15 minut do otwarcia…
6 godzin później wszyscy poklepywali się po plecach, to była najlepsza inauguracja wystawy jaką cały zespół pamiętał. Ten dzień przejdzie do pamięci. Ernesto długo go zapamięta. Muzeum będzie funkcjonować kolejne lata. Nic już tego nie zmieni.
Ernesto dzielił gabinet ze stażystą z lokalnego Uniwersytetu, gorliwym typem imieniem Rico. Rico miał proste zadania trzymać się planu dnia, który ustalił szef i dokumentować wszystko co się dzieje wokół wystawy. Tego dnia zdjęcia, opisy już były skończone. Cała praca trafiła na swoje miejsce, wszystkie maile napisane, raport dla szefa przygotowany. Teczka z papierami do autoryzacji przygotowana. Kiedy Rico odkładał tą teczkę na biurko szefa zauważył żółtą kartkę, pustą a na niej pendrive „Pewnie prezentacja z dzisiaj. Rano ją dorzucę do archiwum.”
Poprzednie części
Newsletter – by nie przegapić kolejnych części
Dodaj komentarz