Spotkali się prze kinem. Piątkowy wieczór w dużym mieście to czas kiedy wszyscy idą się relaksować. Jedni na piwo, inni z rodzinami do kina. Tym razem ta plansza gry „Co robic wieczorem w mieście po długim tygodniu pracy zaprowadziła Arka na premierę. Film zapowiadał się marnie, jednak żona nalegała. Wysoka blondynka, która w poczekalni salonu kosmetycznego miała w zwyczaju przeglądać prasę kobiecą, trafiła na zapowiedz nowego romansidła. Wiedziała po dwóch akapitach, że Arek nie będzie zadowolony z tej decyzji, jednak to był piątek, który ona planowała. Na dwadzieścia minut przed wyjściem wyjątkowo była pomalowana, ubrana i włos miała zrobiony jak trzeba. Blond włosy do ramion mogły zakryć tatuaż, którego się wstydziła z młodości „Góry, przygoda, powrót”. Od czasu kiedy poznała Arka zakrywała ten napis. Arek pytał o niego lecz nigdy nie dostał odpowiedzi. Mimo, że spędzili razem połowę życia zawodowego, nigdy nie naciskał na wytłumaczenie. Poznali się w sklepie u starego Franka, pracowali oboje dla tego typa, sprzedawali klientom namioty, menażki, scyzoryki, linki zapałki do odpalania pod wodą. Arek rozumiał klientów, ona znała rynek i producentów. Parę dni po śmierci Franka wzięli ślub.
tego wieczora Magda planowała niespodziankę dla Arka, chciała go poznać z Maćkiem, kolegą jeszcze z liceum. Maciej idealnie pasował do budowani filarów imperium finansowego, czyli sklepu Arka. Maciek miał wiedzę o nowych technologiach, internecie, programach księgowych, a Arek borykał się z klepaniem zamówień przez maile. Mieli się poznać i zbudować sklep Arka w najlepszym możliwym wydaniu. Planowąła to spotkanie od wielu miesięcy, gdy tylko spotykała się na ploteczkach z Anitą, żoną Maćka próbowały razem ugrać coś we wspólnym kalendarzu. Gdyby tak po prostu przedstawiła ich sobie, to wyszło by, że Arek się nie zna i znowu się zamknie w sobie, nie lubił jak mu się mówi co można zrobić i jak. Zawsze lepiej się czuł gdy to była jego inicjatywa i sam wpadł na pomysł. Przez takie podejście Magda musiała chodzić do kosmetyczek z drugiej ligi, trzeba było zaciskać pasa.
Gdy stali pod dachem i Arek kończył papierosa, podeszła dwójka osób, których Arek nie znał. Magda miała lepiej, bo Anita i Maciek to znajomi z liceum, a nawet coś więcej łączyło tą trójkę. Arek nie miał o tym zielonego pojęcia. Wiedział, że utrzymuje kontakt z koleżanką ze starych czasów.
Stojąc w kolejce bo bilet internetowy chłopaki mieli chwilę by się poznać, a dziewczyny stały z boku i trajkotały o paznokciach, fryzurach i innych babskich sprawach. Arek poznał po pierwszych zdaniach Macka czym on się zajmuje. Trudno się nie zorientować gdy gość psioczy na niewydolny system kolejki, że wszystko powinno się dać załatwić przez sieć i żę on system do zamawiania biletów to by w 10 minut napisał. Informatyk! Czyli typ jakiego Arek nie znosił. Nie rozumiał o czym oni mówią, dlaczego te wszystkie elektroniczne zabawki są takie wyniosłe i jak to się dzieje, że ma w ręku telefon i może zobaczyć co się dzieje na kamerze internetowej. Nie potrzebował wiedzieć jak to się dzieje, wolał wiedzieć jaką korzyść z tego będzie miał. Czasami w lesie przydały mu się funkcje telefonu, które pozwalały rozpoznawać grzyby, nie wszystkie. Potrafił zrobić zakupy w internecie, ale wolał kiedy to się sprowadziło do tego, że zamówił z odbiorem w sklepie i mógł sobie porozmawiać ze sprzedawcą. Nie lubił czekać, aż sklep zamówi, wolał zamówić przez stronę, zapomnieć o zamówieniu i później z rozkoszą i uśmiechem 6cio latka przeczytać mail „twoje zamówienie jest gotowe do odbioru”. Wtedy to pędził do sklepu u odbierał.
Skoro już poznał Maćka to planował zrobić użytek z tej jego nudnej wiedzy. Zastanawiał się tylko czy dziewczyny po kinie zaplanowały jakieś wyjście razem.
Dziewczyny zerkały po filmie na swoich partnerów. Żaden z nich nie wyglądał na zadowolonego z wyboru tytułu. Anita zaproponowała by wieczór kontynuować. Miała już nawet pomysł gdzie. Zrobiła odpowiednio wcześniej rezerwację w pizzeri, która święciła swój sukces na Facebooku, Instagramie. Od czasu kiedy znawca włoskiej kuchni zrobił u nich nowe porządki, lokal jest oblegany. Rezerwacja na piątek musi być zrobiona w poniedziałek i nawet Arek o tym wiedział. Zastanawiało go tylko dlaczego, co się wydarzyło, że Anita mogła się pochwalić sukcesem udanej rezerwacji w środę… Maciek mu to wytłumaczył na miejscu.
-To błąd systemu, wystarczy, że wpiszesz w rezerwację „null” jako kupon promocyjny i dostajesz jeden z dwóch rezerwowych stolików. Załoga dziwnie na Ciebie patrzy, bo nie wiem jak to się stało. Te stoliki są na specjalnych gości, krzykaczy przy wejściu co robią awanturę, bo niby coś rezerwowali. Tymczasem twoje „null” czyści ich zamówienie i daje stolik rezerwowy Tobie, a oni nawet nie dostaną informacji. Ktoś po Tobie robiący zamówienie dostaje ten ich stolik. Wszyscy są zadowoleni, no prawie.
-ale jak to się dzieje? – pyta zdziwiony Arek.
-Ktoś kto im robił system rezerwacji na stronie internetowej nie zabezpieczył go, nie przetestował na wszystkie sposoby. To co Ty robisz przez „null” to komenda, która czyści poprzednie zamówienie. Tak w wielki skrócie ktoś dał dupy, a właściciel pizzeri nawet nie pyta dlaczego są awantury przy wejściu. Gość nie kuma co się dzieje w jego lokalu. Żyje na fali, klienci przychodzą. Anita mówi, że kiedyś to wypłynie i będzie problemik.
-A skąd ona zna to hasło?
-Bo jej szwagier pracuje w firmie, która robi takie systemy i zna to od podszewki. Mówił, że to ich konkurencja zrobiła, bazowali na opensource kodzie, pobrali kilka bibliotek, skleili w całość i wystawili fakturę. A teraz jedz Aruś bo Ci żarcie stygnie.
Arek nic nie kumał z tego, ale widział błysk w oku Maćka jak opowiadał te technologiczne bzdury, ten typ żyje tym światem i nie przeszkadza mu, że ktoś popełnia błąd a on dzięki temu objada się hawajską.
Arek też nie lubił jak się mówi do niego Aruś. Tak baba od muzyki w liceum na niego mówiła. A liceum to też czasy kiedy jego towarzysze wieczoru się poznali. Coś tam było, kiedyś Magda po pijaku się chwaliła imprezą po połowinkach. Nie wspomniała żadnych szczegółów mimo alkoholowego stanu nieważkości.
Naturalne tez było, że gość, który je hawajską, woła na niego Aruś, miał wspólną przeszłość z jego żoną nie może być najlepszym kumplem. Może pomóc w tym czego Arkowi brakowało – technologii. W tej bajce to on jadł hawajską, a reszta świata drwiła z jego niewiedzy.
-Maciek, powiedz mi co jest najważniejsze w posiadaniu sklepu internetowego? CO muszę wiedzieć nim uruchomię taki sklep? – gdy pytał to już wiedział, że coś spierdzielił, że odpowiedz nie będzie prosta.
_Aruś, kochany, kiedy otwierasz warzywniak, to ile rzeczy musisz zrobić? Pozwolenia, fugi, lodówki, schody, księgowa, wjazdówka na giełdę warzywną, umowa z farmerem, kasa fiskalna, kamery, zlew do mycia rąk, osobny do mycia towaru, kibel dla personelu. Setki rzeczy. Jak już masz lokalizację bo jak wiesz to w biznesie są 3 rzeczy ważne: lokalizacja, lokalizacja i lokalizacja.
_Słyszałem to kiedyś… – zdegustowany odpowiedział. A pomyślał „skąd, tak nagle, ten informatyk zna się tak na biznesie?”.
-To jak sobie to przełożysz na sieć i sklep internetowy to najpierw określasz co i dla kogo masz do sprzedania. Później odpowiadasz sobie na pytania w czym jesteś lepszy od 100 innych sklepów. Jak już to będziesz wiedział, to…
„Co za dziwaczny typ, przecież mnie to nie dotyczy, ja szukam narzędzia, ale jak wejść w słowo takiej mądrali?” – kolejna trafna myśl przeleciała przez zwoje mózgowe Arka.
-Skoro już wiesz jak będzie wyglądał marketing, łancuch dostaw i jak dotrzesz do klienta to wybierasz na czym ma być zbudowany taki sklep. Czy stawiasz na swoim hostingu, czy bierzesz gotowca, czy jakiś SaaS.
Po tym nastąpił długi wywód, z którego Arek nie wiele zrozumiał, docierały kluczowe zwroty jak regulamin, klawisze, koszyk, integracje, hasła. Nie potrafił tego skleić w całość, nie zrozumiał połowy zależności między tymi rzeczami. Każde z osobna rozumie, ale nie całość.
-Maciej, wybacz, ja chyba za dużo już wypiłem dzisiaj, wcześniej ten koszmar z romansidłem w kinie. Zostawmy to. Widzę, że się znasz, może zadzwonię w poniedziałek do Ciebie i się omówimy, spotkamy, pogadamy jeszcze raz? Dziewczyny się nudzą i chcą iść dalej w tango. Moi rodzice siedzą z dzieciakami i co chwile pytają SMSem kiedy wrócimy. Więc jak widzisz, to nie jest wieczór na rozmowy o tym w szczegółach. To co, idziemy? Ja płacę.
Maciek trochę się zdziwił, że najpierw go pyta, później zmienia temat. Może to i lepiej, bo chyba nic nie zrozumiał, a to dopiero połowa była powiedziana. Wychodząc z przekory zostawił kartkę kelnerce.
„Szanowna Pani, pyszne był i bardzo się cieszymy, że tu byliśmy. Proszę przekazać szefowi żeby zrobił rezerwację z kodem promocyjnym i niech zobaczy co się wydarzyło. Jestem pod numerem telefonu 602…. proszę dzwonić gdy będziecie chcieli to zmienić. Maciek L.”
Anita i Arek zobaczyli kartkę, nie widzieli treści, ale widzieli uśmiech na twarzy Maćka. Anita wiedziało co się wydarzyło, Arek też. Każde widziało wizję śmierci Maćka. Jednak oboje mieli rozbieżne powody tej śmierci. Anita wie, że Maciek tak zdobywa zamówienia, po prostu pokazuje dziury w systemie, co nie jest niczym złym, jednak ona w swoim snobskim życiu będzie teraz musiała robić rezerwację z wyprzedzeniem dwóch tygodni, a nie na ostatnią chwilę. Wie też, że Maciek nie szuka innej baby, nie romansuje, nie zdradza. Ma inne hobby gdzie spala testosteron. Arek miał inną wizję, właśnie tą związaną z podrywaniem kelnerki. Mylił się, szkoda dla niego, że się mylił.
Jeszcze tej samej nocy umówili się wszyscy na obiad u Arków w niedzielę. Dziewczyny wiedzą, że ich chłopcy mają do pogadania o sklepie, więc obiecały, że się zajmą dzieciakami.
Niedziela, godzina 12:00. Smród spalenizny w kuchni Magdy. Coś spaliła, za długo siedziało w piecu. Jednak od piątkowego spotkania jest jakby rozkojarzona. Inaczej się zachowuje. Arek nie wiedział dlaczego, nie miał też w zwyczaju dopytywać. Domyślał się, że to spotkanie w kinie miało jeszcze jedno dno, o którym nie wie.
Dzwonek do drzwi. Pan informatyk i Pani snobka. Tak postrzegał ich Arek. Przyjaciele żony, pomocna dłoń dla mnie. Tak sobie tłumaczył powody żeby być miłym dla nich.
Po obiedzie panowie usiedli do stolika, wyjęli kartki i zaczęli wszystko rozrysowywać. Maciej zobaczył kilka ofert, które Arek dostał z rynku i po swojemu je krytykował.
-co za barany! 200 zł za hosting miesięcznie. Idioci, mają ograniczenia do 2 magazynów. Tępaki, chcą od nas jeszcze 1000 zł rocznie za wsparcie techniczne.
Tak się zaaferował tymi ofertami, że zapomniał o kilku podstawowych rzeczach, które chciał omówić z Arkiem. Część z nich dotyczyła elastyczności sklepu, kilka zdjęć i opisów, jednak najważniejsze co chciał poruszyć to bezpieczeństwo sklepu. Rozpisali wszystko na jednej kartce, co ile godzin, po co, jak, dlaczego, skąd i kiedy. Arek musiał na chwilę wyjść na balkon jak zobaczył te puzzle. Kiedy stał i machał do dzieciaków na placu zabawa, podszedł Maciej.
-stary, widzę, że się przeraziłeś tym. Uwierz mi, zrobimy jak trzeba. Podepniemy pod bloga, socjale, i inne Facebooki. Jest jeszcze kilka spraw gdzie będę Ci pokazywał jak to robić, jak zmieniać. Dostaniesz też kilka rzeczy o cyberbezpieczeństwie.
-cyberCZYM? -Arek doznał olśnienia. 2 godziny spisywania co potrzeba a pan informatyk jeszcze jedną rzecz dokłada, której on nie rozumie.
-no żeby Ci się nie włamali, nie wrzucili gołych dup na stronę. Nie jest to trudne, ja zrobię wiele, ale Ty podejmiesz decyzje jak będziemy to robić. Ja Ci powiem z czego wybieramy. Dasz radę?
-Dam, a co mam nie dać. Weź mi lepiej policz ile chcesz kasy za tą pomoc dla mnie.