Arek i Josse #2
Arek ma swoje rytuały. Szczególnie poranne. Tym razem poranek nie był ulubioną częścią dnia.
Poznaliście historię poranka Arka. Otworzył komputer i zobaczył, że jego sklep nie działa. Tzn. działa, ale pokazuje tylko nagość, kilka zdań w obcym języku, z dziwnymi znaczkami zamiast liter. Dowiedział się, że takimi obrazkami pozdrawia się podziemie internetu, przestępcy składają sobie hołd i pozdrawiają innych. Kiedy włamią się do jakiejś strony, sklepu to zostawiają po sobie ślad. To stara tradycja hakerska. Kiedyś hakerzy mieli honor i idee. Nie wielu już takich ostało się. Josse był z tej szkoły. Włamywał się, robił swoje i zostawiał pozdrowienia. Dlaczego? Bo tak budował swój autorytet w świadku hakerskim.
W poprzedniej historii Josse wykorzystał informacje z poprzedniego włamania, tj od dawcy wiedzy pozyskał bazę haseł i loginów. Sprawdził czy jeśli w domenie adresu mail jest sklep internetowy, blog, to czy w typowy sposób się da tam zalogować używając posiadane loginy i hasła. Najczęściej pasują. W przypadku Arka pasowały.
Arek ma mały sklep internetowy, mały jak na globalne warunki, ogromny jak na Arka. Ten sklep go karmi i utrzymuje, to jego miejsce pracy. Lata temu był bardzo biegły w produktach z branży survival bo pracował w fizycznym sklepie. Jego szef popadł na zdrowiu i zamknął interes. Sklep z dnia na dzień zniknął z rynku. Arek poznał tą branżę, marki, produkty, zachowania klientów. Wiedział kto jest typowym klientem i czego oczekuje.
W pierwszym etapie wykorzystywał tą wiedzę prowadząc blog. Opiniował na nim noże, namioty, jedzenie w puszkach, pakiety przetrwania. Uwielbiał las i spędzanie w nim czasu. Kupił małą kamerkę i nagrywał materiały na bloga. Z czasem zaczęli się zgłaszać producenci z prośbą o opinie i płatne promowanie. Czysty biznes. Udało się połączyć pasję, zainteresowanie i wpadał jeszcze grosik.
Jeden z producentów zaproponował współpracę handlową. Prosta sprawa, Arek dostaje paczkę produktów, obniżoną cenę i może to sprzedawać. Początkowo sprzedaż odbywała się poprzez zamówienia przesyłane w mailach. Kiedy było tego po kilka sztuk tygodniowo to dało się panować nad wszystkim.
Czas mijał, skala sprzedaży się zwiększała. Doszły nowe produkty, większe ilości, powtarzające się zamówienia od tych samych klientów. Brakowało Arkowi narzędzi do obsługi takiej skali. Padł pomysł aby otworzyć sklep internetowy. Tylko jak? Znalazły się różne oferty, technologie, dostawcy. Z tego grona Arek wyciągnął dla siebie najlepsze możliwości. Wybór padł na gotową ofertę sklepu, który już jest, wymaga skonfigurowania, podpięcia pod domenę. W tym celu Arek skorzystał z usługi specjalisty. Maciej rozmawiał wiele razy o tym co jest potrzebne, jak ma działać sklep, jakie płatności, koszyki, sposoby dostawy, o regulaminach i politykach. Wszystkie te aspekty wspólnie rozrysowali, stworzyli plan uruchomienia i po 4 tygodniach nowiutki sklep już działał. Wspólnie z blogiem był to piękny zestaw do promowania, dostarczania produktów, obsługi zamówień czyli wszystkich zastosowań biznesowych.
Aż do pewnego poranka wszystko działało jak trzeba.
Dwa dni po tym wiadrze zimnej wody Arek wiedział o czym zapomniał. Właściwie nie zapomniał, zignorował. Wydawało mu się, że hakerzy nie patrzą na takich co mają sklepik z śpiworami i zarabiają na nim w najlepszym okresie 8905 zł miesięcznie, bo tyle Arkowi z dumą oznajmiła księgowa w połowie poprzedniego roku. Arek był wówczas zachwycony, bo to oznaczało większy budżet na wycieczkę życia.
Wycieczkę zaplanował w szczegółach, znał rozkład autobusów, godziny otwarcia muzeum i jak ominąć czekanie w kolejce. Wystarczyło kupić bilet przez internet do Muzeum Kanału Pannamskiego. System sprzedaży biletów był trywialny w obsłudze, bilety śmiesznie tanie, jak wszystko czego spodziewał się po Pannamie…
wcześniej:
Newsletter – by nie przegapić kolejnych części